Poród położnej cz. III
19 lipiec 2022Poród to największy wysiłek w życiu kobiety, który porównuje się do 40 km maratonu. Jednak żadna nagroda na mecie nie może się równać z fajerwerkami towarzyszącymi urodzeniu dziecka.
Cieszę się, że wody odeszły na końcu. Było około 7.20. Do tej pory nie byłam zmęczona porodem. Po odejściu wód to był istny hardcore. Skurcze czułam w całym ciele. W tym momencie mój mózg całkowicie przestał rejestrować co się dzieje na świecie. Z jednym małym wyjątkiem.
Odejście wód nie spodobało się też Synowi. Jego bicie serducha zwolniło, co nie zrobiło na mnie wrażenia. Na tym etapie, kiedy głowa dziecka mocno się przypiera do miednicy, możliwy jest spadek w tętnie dziecka. Spadek, który się wyrównuje jest ok.
Ten się nie wyrównywał.
(Pamiętacie pochwałę Oli, że rodzę jak nie-medyk?)
Ola kazała położyć się na łóżku na lewym boku. Od tego momentu działo się mnóstwo rzeczy. Zamknęłam oczy i słyszałam tylko to zbyt wolne bicie serducha. Dopiero potem mąż zdał mi relację co się działo przy mnie a jakby poza mną. Przyszła kolejna położna, podali mi tlen, przyjęłam pozycję kolankowo-łokciową, wróciłam na plecy, parłam na skurczach jak wściekła, położne próbowały dodzwonić się do lekarza.
Parcie to dziwne uczucie. Przepraszam z tego miejsca wszystkie kobiety, którym kiedykolwiek mówiłam ,,Nie przyj jeszcze". Teraz już wiem, że kiedy czujesz parcie nie da się nie przeć. Każda komórka w moim ciele była zaprogramowana w tej chwili do parcia.
Wreszcie przyszła doktor. Obok łóżka położne postawiły już vacuum. Ola zakomunikowała, że poród się skończy zabiegowo, bo Synal nadal jest wysoko.
Boże, nie wystraszyłam się tak vacuum jak tej wizji ściągania go z góry. Wiecie, wiedza pomaga ogromnie w porodzie, ale wiedzieć za dużo też nie jest dobrze.
W głowie pojawiła się myśl. A co, jeśli on jest na tyle wysoko, że przyssawka będzie mu się zsuwała z głowy i tylko opóźnimy moment cięcia cesarskiego? Nie dość, że tętno nie wyrównywało już kilka minut, to jeszcze zmęczy się dodatkowo i będzie musiał czekać na wyciągnięcie przy cięciu.
Starałam się odgonić te myśli i słuchać co mówi do mnie moja Ola. Ona była wyjątkowo opanowana. Starałam się wyłączyć część mózgu, która na porodówce już nie jednego się nauczyła.
Mąż trzymał mi maskę z tlenem i podpierał głowę przy parciu. Przyszła doktor. Najpierw spojrzała czy moje parcie jest efektywne. Stwierdziła, że nie będzie żadnego vacuum. Już myślałam, że od razu cięcie cesarskie. Bałam się panicznie operacji, ale dla dobra Syna dałabym się dosłownie pokroić.
,,Pomogę Ci z góry"- nie mylcie tego z zabronionym zabiegiem Kristellera. Przytrzymała mi dłonią górę brzucha, kiedy ja parłam z całych sił. Chyba z tej całej złości i strachu o małego parłam z krzykiem. Myślę, że jestem winna wszystkim, którzy byli na sali, wizytę u laryngologa.
Z pomocą Oli, która dyrygowała w parciu, i pani doktor, która pomogła ręką ,,z góry" po dwóch skurczach o 7:33 urodził się On. Nasz pierworodny, ważący 3370g/51 cm. Mój tata, Andrzej, w życiu nie miał i nie będzie miał lepszego prezentu imieninowego niż wnuczek.
UWAGA! Zdjęcie autorstwa męża, dosłownie kilka minut po porodzie. Mam do niego spory sentyment. Może nie jest twarzowe, ale jest w 100% prawdziwe. Właśnie takie zdjęcie mój Mąż porozsyłał w euforii do całej rodziny i znajomych. Dopiero po ochłonięciu do mnie doszło co zrobił :-)
Na szczęście Synal darł się szaleńczo (co zostało mu jeszcze na następne 3 miesiące). Dostał 10pkt Apgar. Od razu dorwał się do piersi i jadł przez całe 2,5h pobytu na sali porodowej.
Kojarzycie te wszystkie opowieści o ,,miłości od pierwszego wejrzenia" matki do dziecka? Tak, mnie też nawet na studiach o tym uczyli. Podczas własnego porodu tego NIE POCZUŁAM. Przez pierwszych kilka tygodni próbowałam sobie wmówić tę miłość, by nie czuć się gorszą matką. Teraz wiem, ze ta miłość przychodzi z czasem.
Wracając do porodu, niestety straciłam troszkę więcej krwi, najprawdopodobniej przez moje zastrzyki przeciwzakrzepowe. Na położnictwie nie potrafiłam się sama podnieść z łóżka. Sąsiadka z sali tak ogrzała pokój, że nie dało się w nim oddychać. Udało mi się wstać i wykąpać dopiero jak ona tego samego dnia poszła po 14 do domu. Wywietrzyłam w końcu pokój i zaczęłam funkcjonować.
Wydawać by się mogło, że najgorsze już za mną. Okazało się, że niestety nie.
Uwierzcie mi: mogę rodzić, ale nie każcie mi wychowywać dziecka przez pierwsze 3 miesiące.